Wspomnienia

Najdroższe krokiety mojego życia

    Byłem zaskoczony i zdumiony zaufaniem, jakim obdarzył mnie Pan Edward Hartwig podczas kolejnego spotkania. Czułem się bezradny i zagubiony,  gdy Pan Edward Hartwig, wprowadzając mnie do pokoju ze stosami fotografii, powierzył mi wybór zdjęć na swoją wystawę w Rybniku. Jeszcze większym zaskoczeniem był grymas na twarzy Mistrza, kiedy zacząłem pisać protokół odbioru  fotografii. Zaniemówiłem po usłyszeniu słów: „Proszę wybrać jeszcze dwa zdjęcia, które chciałbym Panu ofiarować”. Wybór zdjęć odbywał się przy urzekających opowieściach Pana Edwarda, które od czasu do czasu były przerywane przygotowaniem następnej filiżanki herbaty. Pochłonięty kontemplacją zdjęć, przegapiłem chwilę  wyjścia gospodarza z mieszkania, zostałem sam. Po kilkunastu minutach powrócił Pan Edward Hartwig, trzymając w ręce papierową torebkę. Jak się później okazało, zszedł na dół do baru „Oaza”, w którym przygotowano dla mnie posiłek na drogę. Nie potrafiłem zrozumieć, że tak ważny człowiek, przed którym wielcy tego świata chylili czoło, zadbał o komfort mojej podróży i zatroszczył się o to, bym nie wracał do domu o głodzie. W papierowej torebce były najdroższe krokiety mojego życia.


   Przywilejem „Wielkich” jest umiejętność podnoszenia zwykłych rzeczy do rangi świętości.

 

 

Kwiaty i łzy Edwarda Hartwiga

    Podczas drugiego pobytu Pana Edwarda Hartwiga w naszym domu zostaliśmy po raz kolejny zaskoczeni postawą naszego Gościa: moja żona bowiem otrzymała ogromny bukiet kwiatów, który z trudnością zmieściliśmy w plastikowym wiaderku. Doskonale pamiętam moje myśli, kiedy porównywałem porównać mój bukiet, składający się z kilkunastu róż, z majestatycznym bukietem Pana Edwarda Hartwiga. Po kilku godzinach przeżyłem jeszcze bardziej wzruszające chwile: oto bowiem podczas pożegnania, na dworcu kolejowym w Katowicach, Pan Edward Hartwig, dziękując za spędzone wspólnie chwile − rozpłakał się. Tuż potem, objęci, płakaliśmy obydwaj. Zrozumiałem wówczas po raz kolejny, że dostąpiłem zaszczytu poznania „Wielkiego Człowieka”. Człowieka, który prostym językiem opowiadał o rzeczach wielkich.

 

Fotografie Mistrza

    Pan Paweł Pierściński, bez którego zaangażowania i udzielonego wsparcia nasze poczynania nie zatoczyłyby tak wielkiego kręgu dokonań, stworzył zwyczaj przekazywania prezentowanego fotogramu w ramach Galerii Jednej Fotografii na własność Pracowni. Historia jednej fotografii jest  warta przypomnienia, gdyż znały ją tylko trzy osoby. Dotyczy ona czwartego zdjęcia Pana Edwarda Hartwiga, które pozostawił w Rybniku. Po wernisażu drugiej wystawy pt. „Hartwig − fotografie” zostałem poproszony przez jedną z uczestniczek spotkania o udostępnienie adresu Pana Edwarda Hartwiga. Niespełna kilka tygodni później otrzymałem list od Mistrza, w którym opisywał on swoje wzruszenie, jakiego doświadczył pod wpływem otrzymanego listu od wspomnianej Pani. W ramach podziękowań − autorce listu przekazał swoją fotografię. Niestety nie pamiętam nazwiska tej Pani. Z żalem przyznaję, że  list Pana Edwarda Hartwiga gdzieś przepadł.

 

Paweł Pierściński − wspomnienia

    Podjęcie decyzji o zaproszeniu Pana Pawła Pierścińskiego, jako pierwszego gościa Galerii Jednej Fotografii, było strzałem w dziesiątkę. Opowiadania Pana Pawła były dla nas, dla mnie, inspiracją do działania. Otrzymane porady w listach stały się drogowskazami. Pan Paweł Pierściński otworzył nam drzwi do wielkiej fotografii i wprowadził w ruch pierwszy kamień w lawinie dokonań. To dzięki uprzejmości Pana Pawła dostąpiłem zaszczytu poznałem Pana Edwarda Hartwiga, nestora polskiej fotografii, uznanego za jednego z dziesięciu najwybitniejszych fotografów świata.  
Szanowny Panie Pawle, chciałbym w jednym słowie wyrazić moją wdzięczność − dziękuję.

 

Jerzy Lubczyński – refleksje

Intelektualista, uosobienie mądrości i skromności, twórca genialnych diaporam. Każde wspomnienie o Jerzym kończę stwierdzeniem: Czcigodny Mistrzu – dziękuję.

 

Czesław Odon Mostowski – refleksje

    Dzięki uprzejmości Państwa Zofii i Jerzego Lubczyńskich dostąpiłem zaszczytu poznania Pana Czesława Odona Mostowskiego. W pamięci zachowałem obraz człowieka szczególnego: artysty fotografa i malarza, poety intelektualisty o niezwykłej erudycji. Pamiętam opowiadania Pana Czesława o mgle; pamiętam zwroty, przy pomocy których mgle przypisywał on cechy nadzwyczajne i często opowiadał o tym zjawisku przyrody, jak o swojej przyjaciółce.  Pamiętam serdeczność i gotowość Pana Odona do udzielenia  pomocy. W dalszej części strony opublikowałem list, w który otrzymałem listę 30 wybitnych fotografów świata, w celu zaproszenia ich do Rybnika. Godnym przypomnienia jest zaangażowanie Pana Odona w sprowadzenie do Rybnika  legendarnej, unikalnej w skali Europy, wystawy „Wenus”. O zaniechaniu prezentacji „Wenus” w Rybniku zdecydowały okoliczności, które utwierdziły mnie w przekonaniu o konieczności odejścia z klubu. Pan Czesław Odon Mostowski należał do nielicznej grupy ludzi obdarzonych darem czynienia nas piękniejszymi.

 

Służenie ramieniem

    Nie potrafię sobie przypomnieć początków współpracy z Panią Zofią Rydet − pierwszą damą polskiej fotografii. Pozostałe w pamięci obrazy są mało precyzyjne; rzekłbym − wręcz fragmentaryczne. Jedynym zachowanym materiałem archiwalnym jest zgłoszenie Pani Zofii Rydet do udziału w Salonie „Dwudziestu Trzech”. Bezpośrednią przyczyną poruszenia tego wątku był przywilej, którego dostąpiłem: posiadałem monopol na służenie ramieniem Pani Zofii podczas wszystkich wernisaży wystaw, na których mieliśmy się okazję spotkać. Muszę nieskromnie przyznać, iż czułem się nadzwyczaj wyróżniony: będąc człowiekiem „spod strzechy”, służyłem ramieniem pierwszej damie polskiej fotografii.

 

Kochane pieniążki

    Jednym z największych problemów, z którymi borykała się Pracownia, był brak środków finansowych na prowadzenie działalności statutowej. Gdyby ktoś mnie zapytał, jak pozyskiwaliśmy środki, musiałbym odpowiedzieć, że po prostu nie wiem. Zapewne kluczem był nasz entuzjazm. Pamiętam jednak wręcz fanatyczne zaangażowanie Zenona Kellera, który jako fotoreporter otwierał zaczarowane drzwi przedsiębiorców i mecenasów kultury. Zwracam uwagę, że nasze projekty bardzo daleko wykraczały poza standardy pracy kilkuosobowej grupy miłośników fotografii.